Pojawił się projekt okrojonej podstawy programowej z języka polskiego. Udajmy przez chwilę, że jesteśmy zaskoczeni…
Nie jest dobrze.
Jako że jestem polonistką, to oczywiście mam coś do powiedzenia na ten temat. Ale od początku…
Chciałabym dzisiaj zająć się trzema kwestiami. Najpierw zajrzę do podstawy programowej i przeanalizuję, czego my tak właściwie według niej powinniśmy uczyć w szkole podstawowej. Potem przyjrzę się lekturom obowiązkowym i zastanowię się nad tym, czy są one zgodne z celami, które są wpisane w podstawę programową. Na końcu pokażę kilka przykładów lektur, które byłyby bardziej spójne z tymi celami.
Piszę ten artykuł, bo mam wrażenie, że czeka nas jeszcze długa droga, zanim podstawa zmieni się w kierunku, który pozwoli nam uczyć w szkole, jakbyśmy żyli w XXI, a nie w XIX wieku. Żeby te modyfikacje były możliwe, potrzebujemy przede wszystkim zmiany myślenia społecznego. Jeśli zatem sam albo sama się zastanawiasz, czy wykreślanie lektur z podstawy programowej to dobry kierunek rozwoju polskiej szkoły, to jest artykuł dla Ciebie. Jeśli masz w swoim otoczeniu więcej takich osób, śmiało, prześlij im link do tego tekstu. A jeżeli uczysz w szkole, to zapraszam Cię do wspólnego pastwienia się nad podstawą programową, a na końcu obiecuję nagrodę w postaci inspiracji lekturowych dla Twoich uczniów.
Preambuła jest spoko
Jest taka część podstawy programowej, którą bardzo lubię i która jest naprawdę dobrze napisania. To preambuła.
Już na samym jej początku dowiadujemy się, że:
Zadaniem szkoły jest łagodne wprowadzenie dziecka w świat wiedzy, przygotowanie do wykonywania obowiązków ucznia oraz wdrażanie do samorozwoju. Szkoła zapewnia bezpieczne warunki oraz przyjazną atmosferę do nauki, uwzględniając indywidualne możliwości i potrzeby edukacyjne ucznia. Najważniejszym celem kształcenia w szkole podstawowej jest dbałość o integralny rozwój biologiczny, poznawczy, emocjonalny, społeczny i moralny ucznia.
Jej autorzy dostrzegają, że szkoła podstawowa to czas, kiedy uczniowie powinni nauczyć się… uczyć. To okres, kiedy uczniowie nie tylko uczą się czytać, pisać i liczyć, lecz także rozwijają umiejętność logicznego i krytycznego myślenia, kompetencje związane z wyszukiwaniem i weryfikowaniem informacji oraz organizacją i planowaniem własnej pracy. Autorzy preambuły widzą także, że rozwój dzieci w szkole podstawowej przebiega w różnym tempie.
Warto pamiętać, że Piaget wyróżniał cztery stadia rozwoju dzieci i w szkole podstawowej towarzyszymy naszym uczniom na styku trzech z nich. Dzieci siedmioletnie, czyli pierwszoklasiści, przechodzą z etapu przedoperacyjnego do etapu operacji konkretnych, a dwunastolatki wchodzą w stadium operacji formalnych.
Ale! Piaget mówił, że dzieci przechodzą między kolejnymi etapami w różnym tempie i różnica ta może wynosić nawet do dwóch lat! Oznacza to, że w klasie trzeciej możemy mieć ucznia, który nie rozumie relacji przyczynowo-skutkowych, a w klasie ósmej nastolatka, który nie potrafi myśleć abstrakcyjnie. I to wciąż będzie zgodne z normą rozwojową! Treści wpisane w podstawę programową, która, jak sama nazwa wskazuje, jest PODSTAWĄ, powinny zatem być możliwe do przyswojenia dla wszystkich uczniów, nawet tych, których rozwój przebiega wolniej niż u ich rówieśników. Podstawa powinna także wspierać możliwość rozwijania zainteresowań tych uczniów, u których ten rozwój przebiega szybciej.
Spoiler alert: „Quo vadis” nie wspiera tego procesu.
Z dalszej części preambuły dowiadujemy się także, jakie są cele kształcenia ogólnego w szkole podstawowej oraz jakie są kluczowe umiejętności, które uczniowie powinni zdobyć. Wśród celów chciałabym wyróżnić następujące:
wprowadzanie uczniów w świat wartości w tym ofiarności, współpracy, solidarności, altruizmu, patriotyzmu i szacunku dla tradycji, wskazywanie wzorców postępowania i budowanie relacji społecznych, sprzyjających bezpiecznemu rozwojowi ucznia;
wzmacnianie poczucia tożsamości indywidualnej, kulturowej, narodowej, regionalnej i etnicznej;
rozwijanie kompetencji, takich jak: kreatywność, innowacyjność i przesiębiorczość;
rozwijanie umiejętności krytycznego i logicznego myślenia;
wyposażenie uczniów w taki zasób wiadomości oraz kształtowanie takich umiejętności, które pozwalają w sposób bardziej dojrzały i uporządkowany zrozumieć świat;
zaspokajanie i rozbudzanie jego naturalnej ciekawości poznawczej;
kształtowanie postawy otwartej wobec świata i innych ludzi.
Na lekcjach języka polskiego powinniśmy zatem dbać przede wszystkim o to, by uczniowie lepiej rozumieli otaczający ich świat oraz samych siebie i o kształtowanie u nich kompetencji, które im to umożliwią, na przykład umiejętności krytycznego myślenia. Świat wartości, o którym mowa w preambule, nie musi być zatem światem wartości anachronicznych, zaczerpniętych z lektur XIX-wiecznych. Powinien on być światem wartości współczesnych, bliskich uczniowi.
Uważam, że preambuła to najważniejsza część podstawy programowej, ponieważ pomaga nam lepiej zrozumieć, czego my właściwie powinniśmy uczyć w szkole. Mało tego, jestem przekonana, że preambuła do obecnej podstawy programowej, zawiera wartościowe treści i wcale nie trzeba jej w znaczący sposób modyfikować. To, co jest zapisane w podstawach programowych z poszczególnych przedmiotów, powinno być spójne z treścią preambuły i powinno wspierać realizację wskazanych w niej celów.
Trochę o przekonaniach…
Na temat lektur obowiązkowych każdy ma coś do powiedzenia, a najwięcej ci, którzy sami mają niewiele wspólnego ze szkołą. Nauczyciele od lat postulują okrojenie podstawy programowej, wykreślenie wielu lektur obowiązkowych. Są jednak głosy, często niezwiązane ze środowiskami edukacyjnymi, że to przesada, że niedługo to już niczego w tych szkołach nie będą uczyć i w ogóle kiedyś to były czasy, a teraz czasów nie ma. Można się z tego podśmiewywać, ale ja chciałabym się zastanowić, skąd bierze się takie myślenie. Jakie przekonania stoją za tymi obawami?
Lektury obowiązkowe dają nam dostęp do wspólnego wszystkim Polakom kodu kulturowego.
Głęboko wierzymy w to, że literatura przyczynia się do budowania polskiej tożsamości. „Pana Tadeusza” nazywamy epopeją narodową, pamiętamy z czasów szkolnych inwokację albo wybrane fraszki, których uczyliśmy się na pamięć, chcemy pośmiać się wspólnie z reklamy proszku do prania, w której pojawia się nawiązanie do trylogii Sienkiewicza, rzucimy od niechcenia „Kończ waśń, wstydu oszczędź” i oczekujemy od odbiorcy, że doceni naszą znajomość klasyków literatury polskiej. Ale gdybyśmy przyjrzeli się temu bliżej… to czy przeciętny Polak i przeciętna Polska pamiętają, o czym te lektury tak naprawdę są? Kto potrafiłby dziś krytycznie ocenić obraz szlachty przedstawiony w „Panu Tadeuszu”? Kto rzeczywiście zaśmiałby się, oglądając „Zemstę”? Kto potrafiłby wykazać, czy Marcin Borowicz był konformistą?
Nasz wspólny kod kulturowy nie musi się opierać na tekstach sprzed kilkuset lat. Możemy budować go na tekstach współczesnych. W końcu, według preambuły, którą przytaczałam wcześniej, uczeń szkoły podstawowej powinien przede wszystkim rozumieć świat, który go otacza, a nie ten, który otaczał Kochanowskiego i Mickiewicza.
Lektury obowiązkowe to wybitne dzieła polskiej literatury, który powinien znać każdy Polak.
Warto pamiętać, że to, czy coś jest wybitną literaturą, jest dosyć… arbitralną oceną. Mickiewicz po wydaniu „Ballad i romansów” został okrzyknięty poetą dla gospodyń wiejskich, Sienkiewicz wydawał swoje powieści w odcinkach, czytelnicy czekali na kolejne rozdziały jak my dzisiaj na kolejne odcinki serialu na Netflixie, Norwid umarł niedoceniony w przytułku, a polszczyzna Żeromskiego… cóż… pozostawia wiele do życzenia i nie bez przyczyny prześmiewczo bywa nazywana żeromszczyzną.
Wiele pozycji literatury współczesnej, które dziś czytają młodzi ludzie, w przyszłości może być uznane za utwory klasyczne.
Kiedyś w szkole trzeba się było wykazać wiedzą, a teraz niczego się nie wymaga od uczniów.
Wiedza jest ważna i musi być bazą do formułowania opinii. Wiedza powinna mieć także wymiar praktyczny. Czy uczeń szkoły podstawowej musi czytać o pijących i tłukących się ze sobą szlachcicach z Soplicowa, żeby zrozumieć, jak działa świat, w którym żyje? Czy musi wczytywać się w stereotypowe, oparte na nieprawdziwych, dychotomicznych podziałach opisy Sienkiewicza, żeby stworzyć własny system wartości? Obawiam się, że nie.
Warto także pamiętać o tym, że musimy zacząć inaczej podchodzić do wiedzy, bo zmienił się nasz dostęp do niej. Dziś każdy z nas nosi największą encyklopedię świata w kieszeni. Wielu rzeczy nie musimy się uczyć na pamięć, bo mamy do nich nieograniczony dostęp. Zamiast zatem zmuszać do tego uczniów, skupmy się na uczeniu ich rozumienia zależności przyczynowo-skutkowych między wydarzeniami. Powinniśmy pokazywać uczniom wartościowe źródła informacji i uczyć ich, jak weryfikować prawdziwość wiedzy, którą z nich pozyskują.
Wszyscy muszą uczyć się tego samego, żeby mogli na koniec szkoły zdać egzamin.
To jest przekonanie, które jest bardzo mocno zakorzenione w społecznym myśleniu o edukacji i myślę, że minie jeszcze dużo czasu, zanim zniknie. Standaryzowane testy, które uczniowie zdają na koniec etapu edukacyjnego, to narzędzie, które pozwala szkołom ponadpodstawowym zdecydować, czy uczniowie spełniają wymagania edukacyjne objęte podstawą programową. Żeby dobrze zdać egzamin, trzeba jednak… zrobić wystarczająco dużą ilość testów przed przystąpieniem do niego. Zdawanie egzaminów to umiejętność, której można się nauczyć. Uczeń, który ma szeroką wiedzę i własne, silne opinie na temat treści edukacyjnych, może sobie poradzić na egzaminie dużo gorzej niż uczeń, który nie przeczytał żadnej lektury, ale za to przestudiował streszczenia i nauczył się wykonywać określone typy zadań egzaminacyjnych.
Coraz więcej szkół ponadpodstawowych, zwłaszcza tych, które funkcjonują obok systemu lub wprost określają się jako alternatywne, organizuje własne egzaminy wewnętrzne, na których sprawdza umiejętności uczniów. W ramach tych testów uczniowie piszą wypracowania na kreatywne tematy, muszą wykazać się wiedzą o współczesnym świecie, problemach politycznych i społecznych oraz współpracować z rówieśnikami w czasie projektów realizowanych w grupie.
Klasyczne zadania egzaminacyjne ograniczają uczniów, zmuszają ich do uczenia się schematów. Każdy nauczyciel przygotowujący do egzaminu, pokazuje uczniom, że na egzaminie nie warto prezentować własnych opinii, tylko trzeba skupić się na wnioskach wyciągniętych z opracowań, które na pewno przypadną do gustu każdemu egzaminatorowi.
Quo vadis, polska edukacjo?
Czego właściwie uczą lektury obowiązkowe?
Przyjrzyjmy się zatem kilku lekturom obowiązkowym i temu, czego właściwie może się z nich nauczyć młody człowiek. Przypomnę tylko, że w tym artykule skupiam się na lekturach dla uczniów klas 4-8 szkoły podstawowej, czyli młodzieży w wieku 9-15 lat!
Awantura w Soplicowie
Nasza epopeja narodowa opowiada historię polskiej szlachty, która chodzi na polowania, organizuje uczty, upija się z zaborcami, zajmuje się amorami, plotkami i kłótniami, a przy okazji próbuje zorganizować powstanie, tylko że tak nieudolnie, że przeciętny uczeń nawet nie zauważa tego wątku, czytając lekturę.
Pomijam tutaj kwestię języka, który jest niedostępny dla ucznia szkoły podstawowej. Ci uczniowie, którzy znają dobrze treść „Pana Tadeusza”, to uczniowie, którzy wnikliwie przestudiowali opracowania. Garstka, która rzeczywiście to zrobiła, przychodzi na pierwsze lekcje z następującymi pytaniami:
Czy Tadeusz był pedofilem, skoro chciał się ożenić z Zosią, która miała 14 lat?
Czy oni coś robili poza upijaniem się i kłóceniem się ze sobą?
Czy Sędzia był ślepy, skoro nie poznał własnego brata?
I muszę przyznać, że ciężko zbyć te pytania lub obrócić je w żart. Stają się one zatem punktem wyjścia do omawiania lektury. I, przykro to stwierdzić, nie ma możliwości, żeby zacząć od takiego punktu, a później przekonać uczniów, że „Pan Tadeusz” zasługuje na miano epopei narodowej (zwłaszcza gdy samemu się w to nie wierzy).
Uczniowie mówią, że „Pan Tadeusz” uczy ich kombinowania, a nie patriotyzmu. I cóż… z przymróżeniem oka można powiedzieć, że przy okazji sami kształtują w sobie tę cechę narodową.
Syndrom sztokholmski i gwałt, którego nie było
Sienkiewicza czyta się i omawia trochę wdzięczniej niż Mickiewicza, bo w jego powieściach dużo się dzieje, więc uczniowie często po zakończeniu omawiania stwierdzają, że chociaż nie byli w stanie przebrnąć przez te książki, to jednak było w nich coś ciekawego. Tylko że to nie wystarczy. Lepiej by było skupić się na lekturach, które uczniowie rzeczywiście są w stanie przeczytać.
„Quo vadis” prezentuje czarno-biały obraz świata, w którym wszyscy poganie są źli i okrutni, a wszyscy chrześcijanie - dobrzy i przepełnieni miłosierdziem. Wyjątkiem jest oczywiście główny bohater, który nawraca się na chrześcijaństwo. Powieść jest pełna okrutnych opisów. Część uczniów klas 7. i 8. nie jest gotowa na ich lekturę. Podobnie jak na lekturę, pojawiającej się na początku powieści, sceny próby gwałtu. Miłość Ligii i Winicjusza jest gloryfikowana przez narratora, pokazana jako czysta i niewinna. Zupełnie pomija się fakt, że Ligia zakochuje się w mężczyźnie, który ją porwał, śledził, który próbował ją zgwałcić i groził jej śmiercią. Warstwa filozoficzna tej lektury jest niedostępna dla większości uczniów szkoły podstawowej, więc nauczyciel nie ma szans na to, by wprowadzić ich w świat wartości zaprezentowany w tej książce. Konflikt wartości omawiamy zatem pobieżnie, bez koniecznych kontekstów filozoficznych i przeciętny uczeń zostaje po omawianiu lektury z okrucieństwem warstwy dosłownej.
Żarty, które nie bawią
Z omawianiem dramatów wpisanych w podstawę programową też nie jest dobrze. Wielokrotnie spotkałam się z tym, że uczniowie okazują zdziwienie, gdy na pierwszej lekcji z „Zemsty” dowiadują się, że ten tekst jest komedią. W czasie czytania nie rozbawiło ich nic, bo tekst był dla nich w dużej mierze niezrozumiały. Nie są także w stanie wyłapać elementów komicznych w „Balladynie”. Najlepiej radzą sobie z rozumieniem drugiej części „Dziadów”, ale dzieje się tak często dlatego, że nauczyciele czytają ten tekst z uczniami na lekcji i na bieżąco tłumaczą im, o czym on właściwie jest. Żartobliwie po lekturze dramatów uczniowie stwierdzają, że dla nich każdy z nich to tragedia. I to jest największy sukces pedagogiczny, na jaki jako nauczyciele możemy liczyć.
Co poeta miał na myśli?
Uczenie czytania poezji na tekstach Kochanowskiego, Słowackiego i Mickiewicza to misja skazana na porażkę. Jeśli jednymi z pierwszych poważnych tekstów poetyckich, z którymi uczniowie spotykają się w szkole, są fraszki Kochanowskiego albo bajki Krasickiego, to później nie ma szans na to, żeby przekonać uczniów, że lektura poezji jest ciekawym zajęciem.
W klasach 1-3 uczniowie czytają wiersze, uczą się ich na pamięć, bawią się nimi, a później w 4. klasie znajdują w podręczniku fragmenty „Pana Tadeusza” albo ballady Mickiewicza i nagle przesiadają się z Tuwimowskiej lokomotywy do pociągu wiozącego ich nad Świteź. To się nie może udać. W szkole podstawowej uczniowie powinni czytać przede wszystkim poezję współczesną, która jest dla nich dostępna językowo. Tylko wtedy mają szansę zrozumieć, czym są metafory, na jakiej zasadzie są budowane i co właściwie mogą zrobić, żeby je zdekodować i zrozumieć. Gdy uczeń czyta niezrozumiały dla siebie tekst, nie ma szans na przedstawienie swojej własnej interpretacji. Jeśli chcemy zachęcić uczniów do myślenia, do analizowania i interpretowania poezji, muszą rozumieć, co czytają.
Przypominam przy okazji, że analiza metafor wymaga myślenia abstrakcyjnego, które rozwojowo może się u niektórych uczniów pojawić dopiero w 8 (!) klasie.
A czego te lektury miały uczyć…?
Wróćmy zatem do początku. Lektury obowiązkowe miały wprowadzać uczniów w świat wartości, pomagać im rozumieć otaczający ich świat, budować ich poczucie tożsamości oraz zachęcać ich do rozwijania swoich zainteresowań. No cóż… coś poszło nie tak.
Mam kilka propozycji lektur, które mogą pomóc realizować te cele, ale zanim je przedstawię, chciałam tylko przypomnieć, że nie zawsze mieliśmy listę lektur obowiązkowych w szkole podstawowej… Poprzednia podstawa programowa, ta sprzed reformy, która zlikwidowała gimnazja, zawierała listę lektur SUGEROWANYCH. Nauczyciel mógł omawiać lektury z tej listy, ale mógł też zaproponować swoją listę lektur, odpowiadającą na potrzeby konkretnej grupy, z którą pracował. Taki zapis dawał nauczycielom dużo swobody, ale także pokazywał, że nauczycieli traktuje się poważnie. Każdy z nas jest specjalistą w swojej dziedzinie. Pracujemy codziennie z naszymi uczniami. Nieustannie kształcimy się w zakresie metodyki nauczania, pedagogiki i psychologii oraz neurodydaktyki. Dlaczego zatem narzucamy nauczycielom, jakie lektury mają omawiać z uczniami?
Alternatywna lista lektur
Mam pięć propozycji lektur, po jednej dla każdej klasy szkoły podstawowej, które mogłyby pomóc w realizacji celów zapisanych w podstawie programowej.
„Już, już!” autorstwa Katarzyny Wasilkowskiej to moja propozycja dla czwartoklasistów. Główną bohaterką powieści jest Lulu, pilna uczennica, złote dziecko niesprawiające kłopotów. W pewnym momencie swojego życia zaczyna się jednak borykać z uzależnieniem od komputera. Okazuje się, że nikt z dorosłych nie dostrzegł jej problemów. Gdy zaczęłam czytać tę książkę, myślałam, że to tylko opowieść o uzależnieniu od gier komputerowych, ale dziś sądzę, że to jednak przede wszystkim historia o samotności i sposobach na radzenie sobie z nią.
Powieść porusza problemy, które są bliskie młodszym uczniom. Pokazuje także, jak sobie z nimi radzić. Będzie świetnym wstępem do rozmowy o cyberbezpieczeństwie i dobrostanie uczniów.
„Fajna ferajna” Moniki Kowaleczko-Szumowskiej to sposób na wprowadzenie tematów historycznych na lekcje języka polskiego. Jest to zbiór opowiadań, w których uczestnicy powstania warszawskiego przedstawiają swoje historie z czasów wojny. Każdy z bohaterów był w tym okresie dzieckiem, więc opowiada swoje losy właśnie z perspektywy dziecka. Książka prezentuje całe spektrum postaw, jakie przyjmowali Polacy w czasie powstania. Jest w niej miejsce także na ukochany przez autorów obecnej podstawy programowej heroizm, ale obok niego pojawiają się też lęk, dezorientacja, dziecięca niewinność i niepewność. Książka jest napisana przystępnym językiem, zrozumiałym dla piątoklasistów.
Dla klasy szóstej mam propozycję powieści poruszającej temat współczesnego niewolnictwa. To „Iqbal” autorstwa Francesca D’Adamo. Jest to książka oparta na faktach, jednak zawiera również elementy fikcyjne. Opowiada historię tytułowego Iqbala, chłopca pracującego w manufakturze dywanów. Może się ona stać przyczynkiem do rozmowy o tym, jak żyją i uczą się dzieci w różnych częściach świata. Może być również punktem wyjścia do rozmowy o ekologii.
Z siódmoklasistami można przeczytać „Fanfik” Natalii Osińskiej. Powieść opowiada o nastoletniej Tosi, która poszukuje własnej tożsamości. Nie chcę mówić o niej za dużo, bo im mniej się o niej wie przed rozpoczęciem lektury, tym przyjemniej będzie się ją czytać. Wspomnę tylko, że przedstawia ona całe spektrum kłopotów, z którymi mierzą się młodzi ludzie. Główna bohaterka choruje na depresję. Bierze leki, które wpływają na jej funkcjonowanie w szkole i poza nią. Wielu z naszych uczniów mierzy się z tym problemem i mówienie o nim otwarcie na lekcjach jest ważne.
„My dwie, my trzy, my cztery” Sary Crossman to powieść obyczajowa o Apple, 13-letniej dziewczynie wychowywanej przez babcię. Poznajemy ją w momencie, gdy po 10 latach nieobecności wraca jej matka, która postanawia odbudować relację z córką. Jest to lekko triggerująca i absolutnie poruszająca opowieść o parentyfikacji, samotności oraz roli, jaką może odegrać w życiu poezja. Mimo że to książka dla młodzieży, czytałam ją z zapartym tchem i nie mogłam się od niej oderwać. Ósmoklasiści będą zadowoleni.
To, co jest najbardziej wartościowe w takich książkach jak „Już, już!”, „Fanfik” oraz „My dwie, my trzy, my cztery” to to, że poruszają problemy, które są ważne dla naszych uczniów. Bohaterami są ich rówieśnicy. Mogą się z nimi łatwo utożsamić. I to daje nam podstawę do rozmowy o wartościach, celach i priorytetach młodzieży.
To tyle. Napisałam ten artykuł, żeby zwrócić uwagę na to, że zmiany, które proponuje nam ministerstwo, są niewystarczające. Gorąco popieram wykreślanie treści z podstawy programowej. Uważam, że to dobry krok. Nie chcę kolejnej podstawy programowej napisanej na kolanie. Chcę, żeby nowa podstawa programowa, była tworzona przez specjalistów, przez praktyków. Chcę konsultacji społecznych przed jej publikacją. Chcę, by wydawnictwa mogły przygotować dobre podręczniki z wartościową oprawą metodyczną. Ten czas przejściowy jest zatem potrzebny. Ale jeśli już wykreślamy… to róbmy to z głową.
Jeśli uważasz, że ten artykuł porządkuje wątpliwości związane z zapowiadanymi zmianami, przekaż go dalej, także osobom, które nie pracują w szkołach. Potrzebujemy zmiany w świadomości społecznej i ona się nie zadzieje sama.
A jeśli jesteś zainteresowana albo zainteresowany innymi lekturami, które można by wpisać na alternatywną listę lektur, daj znać w komentarzu. Z chęcią przygotuję materiały na temat książek dla dzieci i młodzieży, jeśli tylko jest zainteresowanie tego typu treściami.
Żródła:
Jean Piaget, Narodziny inteligencji dziecka
Dziękuję Ci za ten wpis. Jestem poruszona, bo piszesz o sprawach, ktore leżą mi na serduchu od dawna. Już szykuję się do sięgnięcia po polecane przez Ciebie lektury. Proszę o więcej propozycji. Szczególnie dla czwartej, piątej i ósmej klasy. Serdeczności.